Magnolia, rok X791
Leżała. W tym samym domu, tym samym pokoju, tym samym łóżku.
Szkoda, że reszta nie była taka jak kiedyś. Straciła ich. Najprawdopodobniej
bezpowrotnie.
– Zimno... – wyszeptała. Całe jej ciało drżało, umysł był
zaćmiony. Nie miała siły nawet ruszyć palcem. Oczy były bez wyrazu. Stała się
żywym trupem. Dawna energia, która jej towarzyszyła, uleciała. Potrafiła tylko
leżeć odłogiem w swoim łóżku, czekając na kres swych dni.
Stan ten trwał już siedem tygodni. Mimo że przyjaciele,
którzy jej pozostali, starali się ją pocieszyć i na siłę ją pielęgnowali, i tak
nie przynosiło to efektów. Sami nie czuli się najlepiej, choć wszyscy doskonale
wiedzieli, że to ją najbardziej boli ta strata. Dziewczyna cały czas się
staczała i zamykała na świat. Nawet już nie reagowała na słowa swych bliskich.
Po prostu wszystko straciło dla niej sens; kontakty z ludźmi, dbanie o
innych... ba, nawet o samą siebie.
Nagle usłyszała trzask drzwi. Ktoś wszedł do środka. Nie
interesowało jej, kto to był, więc nie ruszyła się ani o milimetr.
– Lucy! – usłyszała dobrze znany jej głos. Należał on do
Natsu, maga, dzięki któremu w ogóle trafiła do Fairy Tail.
Na wspomnienie tego wydarzenia z kącików jej oczu wypłynęły
pojedyncze łzy. Za nią kolejne. I kolejne. I kolejne... Aż w końcu mnóstwo
spływało po jej bladych policzkach. Zaczęła także szlochać. Natsu, usłyszawszy
to, szybkim krokiem wparował do jej pokoju.
– Lucy... – powtórzył jej imię, tym razem z bezsilności. –
Cholera, dlaczego nie włączyłaś sobie ogrzewania? Przecież jest zima! –
podszedł do kaloryfera i ustawił go na maksymalną moc.
Odpowiedziała mu cisza. Jak zwykle zresztą. Wziął z szafy
wełniany koc, który dostali kiedyś w nagrodę od miłej babuleńki, która
poprosiła ich o naprawę usterki w jej domu. Siadłszy obok niej, otulił ją
przykryciem.
– Lucy – wypowiedział jej imię po raz trzeci – wiem, że jest
ci ciężko. Nam też. Ale musimy jakoś dalej żyć dla tych, którzy nam pozostali –
tłumaczył, jednak nadal nie doczekał się żadnego odzewu ze strony blondynki. –
Do cholery jasnej, Lucy! – krzyknął, pociągając ją za ramię. Ścisnął je mocno i
patrzył dziewczynie głęboko w jej puste, czekoladowe oczy.
– PUŚĆ MNIE! – wydarła się najgłośniej, jak tylko potrafiła.
Jej głos jednak był bardzo słaby, czego przyczyną było długie nieużywanie strun
głosowych. Natsu, choć lekko zaskoczony, nadal mocno trzymał jej ramię.
– Nie mam zamiaru! Ocknij się wreszcie, to, co robisz, nie ma
żadnego sensu! – przytłoczył ją potęgą swojego wrzasku.
– Sensu to nie ma życie bez magii, które chcesz, byśmy
toczyli! – resztkami sił przekrzyczała go, wyszarpnęła swe ramię i wstała. –
Straciliśmy magię, siłę napędową naszej egzystencji! Jak chcesz bez niej żyć?!
Jak chcesz odnaleźć Igneela?! – darła się, jak najgłośniej mogła. – Przecież to
było twoim głównym celem, czyż nie? Bez magii ci się to nie uda – spuściła z
tonu.
– Może i nie odnajdę Igneela... ale jednym z moich głównych
celów było bycie z przyjaciółmi – mówił spokojnie, mrużąc oczy.
– Szkoda, że część z nich umarła – powiedziała ozięble,
ponownie opadając na łóżko.
– Ale ty żyjesz i zrozum, do cholery, że się o ciebie
martwimy i chcielibyśmy, by nasze relacje wyglądały jak wcześniej – tłumaczył,
stojąc nad nią.
– Na to nie ma szans – odrzuciła go. – A teraz wyjdź, chcę
zostać sama – nakryła się od stóp do głów kocem.
Z chłopaka opadła wszelka nadzieja i siły. Zacisnął tylko
pięści, przygryzł wargę i opuścił gniewnym krokiem jej mieszkanie. Przestał
wierzyć, że jego przyjaciółka kiedykolwiek otrząśnie się ze straty Gwiezdnych
Duchów, które przecież darzyła miłością. Ale toć nie tylko ona kogoś straciła.
Wiele osób z gildii także odeszło, co przyniosło pozostałym ogromny ból, z
którym wewnętrznie nie do końca sobie radzili. Jednak starali się być silni,
przynajmniej po to, by nie dołować swoich towarzyszy. Nie wszyscy umarli i dla
nich trzeba się starać – taki tok myślenia stosowali wszyscy w gildii,
pominąwszy załamaną Lucy. Natsu, nie wiedząc, co począć, usiadł na ławce pod
domem dziewczyny i gapił się w jej okna, jakoby liczył na jakiś cud.
W międzyczasie blondynka, o dziwo, zasnęła. Ostatnio miała z
tym problemy. Jednak chyba wolałaby akurat teraz nie spać, zważywszy na to, o
czym śniła... a mianowicie o swoich ukochanych Gwiezdnych Duchach, których już
nigdy nie zobaczy...
Czekam na dalszy rozwój akcji~!
OdpowiedzUsuńPowodzenia w dalszym pisaniu. :D
Dzięki ;)
UsuńWow, urzekło mnie to opowiadanie. Szykuje się niezła akcja. Ciekawi mnie kto umarł i dlaczego stracili magię. Czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńWeny!
Następny rozdział powinnam wrzucić jeszcze w tym tygodniu :)
UsuńDzięki!
Zaczyna się bardzo ciekawie, jednak strasznie nie podoba mi się zachowanie Lucy D: NIE POWINNA TAK TRAKTOWAĆ NATSU OKEJ?!?!11' Chociaż Gwiezdne Duchy były dla niej bardzo ważne moim zdaniem nie powinna odpychać od siebie przyjaciół, w końcu oni ten byli dla niej ważni (a już szczególnie Natsu >w<), no ale okej, jest to dosyć realne, ponieważ zawsze po utracie kogoś odcinamy się od świata, zamykamy się w sobie (OMGGGG JAKIE ROZKMINY CI TU PIERDOLNEELAAM). Czekam. Na. Dalsze. Części.
OdpowiedzUsuńMam. Nadzieję. Że. Jesteś. Mniejszym. Leniem. Ode. Mnie.
życzęwenyiwogóle
twojakochanaSam;3
WYBACZ, SAMCIU.
UsuńLucynka się poprawi, I promise xD
Też mam taką nadzieję... Dziena!
No,no zaciekawiłaś mnie tym prologiem. Liczę na że będziesz prowadzić tego bloga jak najdłużej potrafisz. Przeszyłam weny oraz życzę dużo bezpieczeństwa i miłych,radosnych,rodzinnych świąt, pozdrowienia od PhantomPL.
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję, ale wydaje mi się, że trochę tego bloga poprowadzę ;)
UsuńDziękuję za komentarz, wesołych świąt!
Pożyjemy, zobaczymy, jak na razie bardzo mi się podoba. Przez prolog czuję, że będzie dużo Nalu. Pisz, nie trać wiary i pomysłów, bo to najważniejsze.
OdpowiedzUsuńCo do pairingów, faktycznie, planuję obsadzić NaLu w roli głównej, jednak innych nie zamierzam spychać na boczny tor :)
UsuńDziękuję!
Zaczyna się ciekawie :3 Kto umarł? Czekam z niecierpliwością na rozdział :D
OdpowiedzUsuńPotrzymam trochę w niepewności, to moja specjalność ;)
UsuńA rozdział powoli, powoli wykańczam, jednak zawsze coś mi staje na drodze, gdy piszę, ugh...
Dzięki za komentarz!
Mogę życzyć tylko weny. :D Szkoda, że tamten blog nie wypalił, bo byłam nim zainteresowana. :P
OdpowiedzUsuńA co do prologu, to żal mi Lucy. :C
Mam nadzieję, że wkrótce dziewoja się pozbiera.
Też mi trochę żal, bo z chęcią czytałam opowiadanie Sam, no ale cóż.
UsuńNatsu już o Lucynkę zadba! xD
Dzięki!
Jeju, jeju, jeju... Zacznę cię wielbić! Bez magii *-* coś co lubię najbardziej. Nie, że nie lubię gdy ją mają, ale noo...chyba zrozumiesz :D Ogółem bardzo fajnie się zapowiada *-*
OdpowiedzUsuńLecę czytać dalej ^^
Ooo, nowa czytelniczka ^^ Miło mi, miło :D
UsuńHaha, rozumiem :D Dzięki, dzięki!
... Wow... Naprawdę intrygujący początek, więc idę czytać dalej!
OdpowiedzUsuńStracili magię? Część osób umarła? Zapowiada się świetne :o
OdpowiedzUsuń