–
No, Lucy, w takim razie… – zaczął różowowłosy chłopak, unosząc w górę kieliszek
– …pierdykniem, bo odwykniem! – zakrzyknął, stuknąwszy się z blondynką szkłem,
tworząc przy tym charakterystyczny dźwięk.
–
Twoje zdrówko, Natsu – uśmiechnęła się uroczo jego towarzyszka i wzięła maleńki
łyk alkoholu, w przeciwieństwie do chłopaka, który w błyskawicznym tempie
wyżłopał zawartość kieliszka. Z zadziwieniem na to patrzyła, bo w sumie…
pierwszy raz widziała, by Salamander pił. Zazwyczaj skupiał się na dawaniu
komuś w mordę, co uważała zresztą za nieco szczeniackie.
Kiedy
straciliśmy magię, strasznie się zmienił… – pomyślała ze smutkiem, który
wstąpił na jej twarz. Choć było to nikłe, jej przyjaciel zauważył to. Już miał
otworzyć usta, by coś powiedzieć, jednak przeszkodziło mu w tym donośne i jakby
nerwowe pukanie do drzwi. Blondynka, domyślając się, iż zauważył jej
przygnębienie, wolała uciec mu z pola widzenia; wstała więc i poszła zobaczyć,
któż się tak uporczywie dobija. Chłopak jedynie westchnął pod nosem i opadł
plackiem na łóżko. Niedane mu było jednak się zrelaksować, gdyż rozległ się
mocny głos przybysza:
–
Lucy! Dobrze cię widzieć!
Natsu
doskonale znał ten głos. Lekko podminowany, w oka mgnieniu zerwał się z
siedzenia i pognał ku wejściu. Jak się okazało, doskonale rozpoznał tę osobę.
– A
ty tu czego, Gray? – spytał chłodnym tonem wraz z nutką zdziwienia i oparł się
ręką o ścianę. Gość natomiast, nieco zaskoczony bojowniczą postawą kumpla, nic
nie odpowiedział, tylko tępo wgapiał się w jego gniewne spojrzenie.
W
powietrzu zawisła napięta atmosfera, która trwałaby pewnie jeszcze długo, gdyby
nie interwencja wciąż trzeźwej Lucy.
–
Rany, chłopaki! – zdenerwowała się. – Natsu, jak ty się zachowujesz!? –
skarciła go, lecz chłopak jedynie prychnął i odwrócił wzrok. Nie miał przecież
zamiaru się tłumaczyć – w końcu to tylko Gray – zawsze tak się zachowywał w
stosunku do niego. Przynajmniej tak mu się wydawało. Tymczasem blondynka
zwróciła się do Graya: – Śmiało, wejdź – i wykonała zapraszający gest ręki.
Czarnowłosy,
nie zastanawiając się, wkroczył szybkim krokiem do mieszkania, skrzętnie
wymijając tykającego niczym bomba Natsu. Wszyscy podążyli do salonu bez słowa,
nie wymieniwszy się nawet drobnym spojrzeniem. Cisza była iście krępująca,
nawet dla nabuzowanego różowowłosego. Postanowił przerwać ją Fullbuster,
zdradzając niezbyt obszernie cel wizyty:
–
Mam dobre, choć niezbyt pewne, wieści – zaczął, mrużąc oczy.
Dobre
wieści…? Niemożliwe! – pomyślała Lucy. W końcu ostatnio tyle
pozytywów było w ich życiu, co kot napłakał.
–
Pojawiła się nadzieja na odzyskanie magii – powiedział spokojnie czarnowłosy
chłopak, spoglądając raz na Heartfilię, raz na Dragneela.
Jego
słuchacze natomiast zastygli, jakby nie mogli uwierzyć w to, co właśnie
usłyszeli. Odzyskanie magii? Niedorzeczność! Przecież jeszcze kilka godzin temu
byli zatraceni w wewnętrznej rozpaczy, gdyż myśleli, iż już nigdy nie powróci.
A teraz nagle mieliby ją odzyskać? Nasuwa się jedno pytanie – jak? Jednakże
zdecydowanie najinteligentniejsza i najbardziej
rozważna osoba w towarzystwie postanowiła zabrać głos w niezbyt
okrzesany sposób:
–
Co ty chrzanisz, Gray? – uniósł się Natsu, wyrwawszy się z transu.
–
Niedługo się dowiecie – odpowiedział Gray i siadł wygodnie w fotelu, wpatrując
się w swoich wręcz zszokowanych przyjaciół, którzy prawdopodobnie mieli do
niego ogrom pytań.
–
On żyje? – padło poważne pytanie. Blondwłosy mężczyzna, mimo słów, które
właśnie wypowiedział, zachował kamienną twarz. Jedynie jego oczy się poruszyły,
gdyż przeniósł wzrok na starszą kobietę, do której kierował swoją wypowiedź.
–
Żyje, ale jest słaby – odpowiedziała mu zdawkowo i podeszła bliżej łoża
chorego, tym samym znajdując się zaledwie o kilka kroków od dobrze zbudowanego,
zdrowego młodzieńca.
– Z
tym staruszkiem to same problemy – westchnął, ponuro żartując i wykrzywiając
lekko kąciki ust, jakoby próbował się uśmiechnąć. – A co z resztą? – spytał
nieco żywiej, odwracając tym razem całą głowę w kierunku lekarki.
–
Robię, co mogę, by utrzymać ich przy życiu, jednakże bez magii jest ciężko –
odparła, wpatrując się w lekko zaczerwienione lico jej pacjenta. Jego mina
wyrażała jedynie ból. Ból, który także ją dotykał – w końcu nie potrafiła nawet
pomóc własnemu przyjacielowi i jego podopiecznym.
–
Rozumiem – nie przeciążył się zbytnio przy odpowiedzi. – Mogłabyś zostawić… –
zawahał się – …nas samych, Porlyusico?
–
Oczywiście, jeśli taka jest twoja wola – uszanowała jego prośbę i skierowała
się ku wyjściu z pomieszczenia. W progu jednak dodała: – Tylko niezbyt długo,
dobrze, Laxusie? – nie czekając na odpowiedź, wyszła.
–
Jasne – lekko ją zignorował i przysiadł na stołku nieopodal łóżka swojego
dziadka.
Fakt
faktem, zgred często go wkurzał. Nie mógł jednak znieść myśli, że ktoś mógł
targnąć się na życie jego dziadka – mistrza gildii. W sumie… nie tylko na jego;
rozejrzał się po sali pełnej rannych. Z jednej strony ogarnęła go złość, a z
drugiej ulga, że jednak nie wszyscy polegli w napaści na ich gildię. Oba
odczucia się na siebie nakładały, tworząc jedną wielką plątaninę, w środku
której był Laxus. Mężczyzna był jednak znany ze swojego opanowania – spiął się
więc i wycedził przez zęby:
–
Pomszczę was. Obiecuję.
No
dalej, Erza! Możesz to zrobić! Chyba… – motywowała się w duchu
szkarłatnowłosa dziewczyna, stojąc samotnie przed wrotami biblioteki.
Wyciągnęła bowiem najkrótszą słomkę – jej przypadł przywilej czy też może
raczej udręka spotkania z Jellalem. Co prawda bardzo chciała go zobaczyć,
jednak stres z niewiadomych powodów ją zżerał.
Erza,
dla gildii! Wejdź tam! – pchnięta metaforycznie swoim wewnętrznym
głosem, uchyliła drzwi biblioteki i zajrzała do środka. W oczy rzucił jej się
przede wszystkim stos książek. Nie sposób także było nie dostrzec przedmiotu
jej największego zainteresowania – Jellala i jego, najbardziej wyróżniających
się wśród bałaganu, niebieskich włosów.
Mężczyzna
zupełnie pochłonięty był przeglądaniem ksiąg. Widać było w tym pasję, chociażby
w sposobie przewracania kartek. Scarlet, nie wiedząc, czy mu przerwać,
postawiła jedynie niepewny krok, wkraczając tym samym w progi biblioteki.
Fernandes, usłyszawszy trzask drzwi, odwrócił się gwałtownie i, ujrzawszy w
nich Erzę, wstał pospiesznie i podszedł bliżej niej. Dziewczyna przełknęła ślinę
i wypięła pierś, chcąc zademonstrować, jaką to jest silną kobietą.
–
Witaj, Jellalu – przywitała się ze spokojem, tak jak przystało na Tytanię.
–
Dobrze cię widzieć – odszedł kawałek, lecz po chwili odwrócił się i uśmiechnął
w jej kierunku, czekając, aż zacznie temat jego odkrycia.
–
Ten list… – zaczęła swoją wypowiedź lekko zamyślona, jednak Fernandes jej
przerwał:
–
Tak, to, co napisałem w liście, jest prawdą – skinął głową i zmrużył lekko
oczy, opierając się o biurko, które było całe zawalone książkami. – Wydaje mi
się, że znalazłem sposób na przywrócenie magii.
–
Ale… jak? Byliśmy niemal pewni, że wszystko przepadło – zdziwiła się i
skrzyżowała ręce na piersi.
–
Już ci mówię – odwrócił się tyłem do niej i sięgnął po jedną z ksiąg. Zaczął
nadgorliwie kartkować stronice i szukać terminów, które go interesowały. – Od
kilku tygodni siedziałem w tej bibliotece i szperałem w starych zapiskach.
Natknąłem się w nich na informacje dotyczące pewnej ludzkiej gildii. Zwie się
ona Human Voice i zrzesza tylko osoby nieposiadające żadnych
zdolności magicznych – objaśniał, raz po raz spoglądając na Erzę.
– Human
Voice…? – powtórzyła z zadumą usłyszaną nazwę. – Ale po co takie coś w
ogóle istnieje? Ma to jakiś sens? – wysnuła prosty wniosek.
–
Tego to już nawet uczeni opisujący ich nie wiedzieli. To gildia-zagadka, nawet
nie wiadomo, kto nimi przewodzi – przerzucił stronę w książce i przystąpił do
omówienia kolejnego odkrycia: – Istnieje jeszcze pewna zakazana broń – Extermination.
Z tego, co później wyczytałem, jest ona tak potężna, że przy skoncentrowaniu w
niej ogromnej energii, może zniszczyć wszystko, co napotka na swej drodze. Nie
mówi ci to niczego? – zwrócił się zaciekawiony do dziewczyny.
–
Czy ty sugerujesz… – zacięła się na chwilę – …że ta ludzka gildia użyła
zakazanej broni, by zniszczyć głęboko ukryte źródło magii? – wydedukowała.
–
Dokładnie tak.
–
Niemożliwe… – odparła. – To szaleństwo. Dlaczego mieliby zrobić coś takiego?
–
Niestety, nie znam odpowiedzi na to pytanie. Będziemy musieli sami je odnaleźć
– na jego twarz wstąpił uśmiech, lekko niezrozumiały dla Scarlet – sprawa
przecież była poważna. Nie chciała jednak mu przerywać, gdyż czuła, że to nie
może być wszystko, co ma jej do przekazania. – Trzecia, ostatnia ważna rzecz,
to magiczne przedmioty zwane Artefaktami.
– Artefakty?
Znam ten termin, czytałam o tym kiedyś… – zaczęła błądzić w odmętach pamięci,
by po chwili wyrecytować: – Mogą przywrócić straconą cząstkę siebie,
prawda?
–
Właśnie, do tego dążę! – podekscytował się. – Jeśli odnajdziemy chociażby
jeden, będziemy mogli przywrócić na pewien czas członkom Fairy Tail magię…
–
…tak, by mogli przeprowadzić szturm na Human Voice, mam rację? –
uśmiechnęła się, dostrzegając nareszcie światełko w tunelu. – Nie wiem
jednak, czy to będzie takie pro… – nie dokończyła. Przerwał jej niemiłosierny,
kłujący po uszach hałas.
Obydwoje
z Jellalem go doskonale odczuwali. Fale dźwiękowe uderzały w ich bębenki, a one
drżały, jakby miały zaraz pęknąć.
–
Jell… lal… – ich siła była tak przygniatająca, że Scarlet upadła na twardą
posadzkę tuż przy nogach niebieskowłosego. Nie trwało to długo, nim Fernandes
do niej dołączył. Próbowali się rozejrzeć, zlokalizować źródło, lecz na marne.
Uderzenia
dźwiękowe po chwili ustały, jednak wraz z ich zakończeniem, eksmagowie stracili
przytomność. Ich zwijające się z bólu ciała – to był ostatni widok, który
zapamiętali, nim stracili świadomość…
– I
to miała być ta potężna Tytania z Fairy Tail? – zapytała szyderczo pewna
kobieta swego sługę, po czym perliście się zaśmiała, bawiąc się kosmykiem
swoich kruczoczarnych włosów opadających lśniącą kaskadą aż po jej smukłą
talię.
–
Podobało się, Królowo? – uśmiechnął się w kierunku kobiety, po czym zgarnął ze
stolika kryształową kulę.
–
Nawet bardzo – ponownie się zaśmiała. – Na tym świecie nie ma miejsca dla dwóch
Królowych – stwierdziła władczo, po czym wstała ze swojego ogromnego tronu,
prezentując się przy tym w pełnej okazałości. – A teraz poślij kogoś po nią.
Pora się zabawić – złowieszczy uśmiech przyozdobił jej bladą, porcelanową
twarz.
–
Jak sobie życzysz, moja pani – bezdyskusyjnie wysłuchał rozkazu, po czym
oddalił się w celu wypełnienia go.
– Erza
Scarlet, co…? Zobaczymy, czy jesteś taka, jaką cię malują – ponownie perliście
się zaśmiała, budząc przy tym grozę.
Czyżby
Tytania wpadła w poważne tarapaty?
Czekał ktoś na to coś?
XD
Chciałam Was bardzo
przeprosić, że trwało to tak długo, aczkolwiek w moim życiu nastąpiły pewne
komplikacje i właściwie prawie cały rozdział napisałam tej nocy… Miał być
dłuższy, ale jak zwykle zajął tylko cztery strony… Chyba nie jestem stworzona
do pisania długich części.
No, ale mniejsza z
długością! Niestety, Waszego upragnionego seksu nie było – wręcz Gray nam się
tu wciął XD Mam jednak nadzieję, że nie zawiodłam Was aż tak i będziecie
czekać na dalszą część tego szitu opowiadania.
Ach, no i z ogłoszeń
parafialnych – na nominacje do LBA powinnam odpowiedzieć w ciągu
tego tygodnia, aczkolwiek niczego nie mogę obiecać tak na 100%.
Za nowy szablon bardzo
dziękuję mojej kochanej Ain oraz ross, które się tym zajęły~
Matko, przy wstawianiu
poprzedniego rozdziału aż tak się nie stresowałam ><
Kolejny rozdział
postaram się wrzucić wcześniej… Chyba…
Pozdrawiam Was
serdecznie!