Wszechogarniająca ciemność – pierwsza rzecz, którą ujrzała
Scarlet po otwarciu oczu. Nerwowo rozejrzała się dookoła, poszukując chociażby
małej iskierki światła. Było to jednak daremne – nie widziała niczego.
Jej nadgarstki krępowały łańcuchy przymocowane mocno do
ściany znajdującej się tuż za nią. Próbując się poruszyć, słyszała jedynie ich
donośny klekot. Przynajmniej to przerywało tę przeraźliwą ciszę.
Jej serce natomiast ogarniał niewyobrażalny strach. Tytania,
mimo swojej dawnej potęgi, stała się zupełnie bezbronna. Cholernie ją to
sfrustrowało. Niegdyś to ona ratowała przyjaciół z opresji, a teraz… sama
potrzebuje ratunku.
– Do czego to wszystko zmierza…? – postawiła sobie sama
pytanie, które odbiło się echem od kamiennych ścian pomieszczenia.
Nagle usłyszała perlisty, kobiecy śmiech. Zdezorientowana,
szarpiąc się z łańcuchami, krzyknęła:
– Kto tu jest?!
Wtem rozbłysło światło, a Erza ujrzała sylwetkę młodej,
bladej kobiety o kruczoczarnych włosach i nienagannym wyglądzie. Jej mina
zdradzała, jak to doskonale bawi się jej kosztem. Nim Scarlet zdążyła cokolwiek
powiedzieć, nieznajoma się przedstawiła:
– Me imię Sophie, twa nowa królowa – rzekła, odwracając się
do byłej magini tyłem, ukazując długi, czarny i puszysty jak jej włosy, ogon.
Czy to… ogon?
Niemożliwe…! –
eksmagini zamarła.
Zauważając przerażoną minę Erzy przyozdabiającą jej twarz,
zaśmiała się perliście.
– Czym ty jesteś…? – spytała łamiącym się głosem.
Odpowiedział jej jedynie uroczy, lecz złowieszczy, perlisty śmiech kobiety,
która rozpostarła swe ogromne, postrzępione, czarne skrzydła.
– Gdzie oni, do jasnej cholery, są?! – Cana wrzeszczała tak
głośno, że chyba cała Magnolia z łatwością ją słyszała.
– C-Cana, spokojnie… – malutka, niebieskowłosa istotka
próbowała uspokoić swoją przyjaciółkę. – Na pewno niedługo wrócą.
Wszyscy martwili się długą nieobecnością Erzy. Wiedzieli, że
jeśli coś się stało – ani eksmagini, ani Jellal, nie mieli jak się obronić.
Cierpliwe czekanie na dupie coraz bardziej ich frustrowało.
– Jak mogłabym być spokojna?! – zwróciła się w stronę Levy. –
Poza tym, Gray miał przyprowadzić Lucy i Natsu… i gdzie oni, kurwa, są?! –
przekleństwa z łatwością opuszczały jej usta, wprawiając resztę w dziwne
uczucie, które można by było nazwać nawet strachem. Tak, strach to odpowiednie
słowo. Czy to możliwe, że Cana dorównuje Erzie osobowością?
– Tsk. Mówiłem, żeby nie puszczać jej samej, chlejusko –
zabrzmiał donośny i niezwykle głęboki głos. Wszyscy zamarli. Kto w takim momencie śmiał wyzwać Canę?
– Coś ty powiedział, Laxus?! – błyskawicznie do niego
podeszła, zwijając swoją dłoń w pięść.
– Prawdę – jego głos był mieszaniną znużenia i irytacji.
– Niech no ja cię tylko… – brązowowłosa już miała rzucić się
na niego i wydłubać mu oczy, lecz na drodze stanęła jej Levy, która też miała
już dość zachowania Cany.
– DOBRA! – krzyknęła. – Pojdę do biblioteki i sprawdzę, co z
Erzą! Tylko przestańcie skakać sobie do gardeł!
– L-Levy… – Cana spuściła z tonu, lekko zawstydzona swoim
zachowaniem.
– Ale chyba nie sądzisz, że pójdziesz sama? – do uszu
uczestników sporu dotarł przenikliwy głos ich kolegi.
– Gajeel? – niebieskowłosa kruszynka odwróciła się do jej,
znacznie większego, partnera.
– Ghihi.
– Gdzie… ja jestem? – spytał sam siebie mężczyzna, po czym
syknął z bólu. Miał wrażenie, że jego głowa zaraz eksploduje. Pytanie, czy z
bólu, czy z natłoku martwiących go myśli. Ostatnie, co pamiętał, to krzyk,
przeraźliwy krzyk kobiety, którą kocha, a potem… po prostu obudził się w
nieznajomym lochu skrępowany łańcuchami. To jednak było nieważne. Ważne było
to, gdzie jest Erza, czy żyje, czy ma się dobrze.
Jego rozmyślania przerwał odgłos otwierających się
topornych drzwi. W tym samym monecie, gdy usłyszał czyjeś kroki, rozbłysło
światło. Do pomieszczenia weszła drobna blondynka. Jej włosy, mimo że były upięte w
wysoki kucyk, nadal sięgały jej aż do pasa. Delikatne oczy oraz łagodne rysy
twarzy kontrastowały z pełnymi, krwistoczerwonymi wargami. Ubrana była skąpo –
nie miała na sobie butów, a za odzienie służyła jedynie zielona sukienka z
przewiewnego materiału, która doskonale podkreślała jej walory. Niejeden
mężczyzna zawiesiłby na niej oko, jednak nie Jellal. On miał Erzę. Przemierzył
więc tylko kobietę wzrokiem, po czym stonowany zapytał:
– Kim jesteś?
– Kim ty jesteś,
żeby mnie o to pytać, uprzednio się nie witając? – dziewczyna skrzyżowała ręce
na piersi i podeszła nieco bliżej niebieskowłosego, po czym przykucnęła przy
nim, patrząc mu prosto w twarz.
– Panienka raczy wybaczyć, ale w mojej sytuacji bycie
kulturalnym w stosunku do wroga jest ostatnią rzeczą, którą bym zrobił – rzekł
sarkastycznie, rzucając przybyszce gniewne spojrzenie.
– W stosunku do wroga, mówisz? – uśmiechnęła się frywolnie,
wstając. Odwróciła się do Jellala tyłem i kontynuowała: – Nie jestem twoim
przeciwnikiem, tylko sojusznikiem.
Mężczyzna, usłyszawszy to, mimowolnie się roześmiał:
– Może jeszcze mi powiesz, że nie jesteś jedną z osób
przetrzymujących mnie tutaj?
– Tu masz rację, jestem odpowiedzialna za pilnowanie ciebie –
ponownie odwróciła się do niego. – Jestem Alice, jedna z Siedmiu Wróżek
Harmonii – przedstawiła się, rozpościerając swe dorodne, zielone skrzydła. – A
ty, Jellal Fernandes, i Erza Scarlet, zostaniecie elementem Projektu
Extermination.
Teraz Jellal nie rozumiał już kompletnie niczego. Naprawdę
stoi przed nim wróżka we własnej osobie, czy może to sen, z którego zaraz się
przebudzi? Sen… czy może raczej koszmar? Jeszcze jedno go zastanawiało – co
zakłada Projekt Extermination.
– Nie zostaniemy częścią żadnego niecnego planu! – wybuchnął.
– Kiedy dowiesz się, co będziecie z tego mieli, prędko
zmienisz zdanie – na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech, tym razem
złowieszczy. – Wszystkiego jednak dowiesz się w swoim czasie – kobieta odwróciła
się i zaczęła podążać w kierunku wyjścia.
– Zaczekaj! Jeszcze nie skończyliśmy tej rozmowy! – Jellal próbował
wyszarpać się z okowów, jednak bezskutecznie. Wróżka spojrzała na niego przez
ramię i rzekła, ostatecznie odsuwając
mężczyznę od działania:
– Daruj sobie, teraz jesteś tylko zwykłym, nędznym
śmiertelnikiem, zdanym na szczęście od losu – i wyszła, pozostawiając byłego
maga sam na sam ze swą bezsilnością.
– Czym, pytasz? Raczej kim,
moja droga – kobieta usiłowała podkreślić swoją wyższość nad skrępowaną
łańcuchami Scarlet. – Chyba widać, że wróżką? – frywolnie prowadziła
konwersację.
– To nie może być… – czerwonowłosa wciąż pozostawała w szoku.
– ...prawda? – uśmiechnęła się złowieszczo. – Skarbie, niestety,
to szczera prawda. Stoi przed tobą Sophie, wróżka nad wróżkami – czarnowłosa
rozłożyła ręce, ukazując swój majestat.
Odpowiedziała jej jednak cisza. W głowie Erzy kotłowało się
mnóstwo pytań do… Królowej, jednak po raz pierwszy nerwy ściskały jej gardło.
Głos nie chciał się wydobyć, mimo że Scarlet próbowała coś powiedzieć kilka
razy. Sophie, widząc to, jedynie coraz szerzej się uśmiechała, zdając sobie
doskonale sprawę z tego, że ma ogromną przewagę nad bezbronną dziewczyną.
Jednak po kilku minutach z ust, już nieco spokojniejszej, przetrzymywanej
kobiety, padło pytanie:
– Do czego ci jestem potrzebna? – jej głos się łamał, ale
udało jej się w ciągłości wypowiedzieć zdanie. Królowa Wróżek, usłyszawszy je,
niemalże od razu odpowiedziała:
– Na razie nie mogę ci zdradzić wszystkich planów, moja
droga, jednakże sądzę, iż uchylenie rąbka tajemnicy może cię zachęcić – nie
przestawała się uśmiechać. – Jestem zarówno Królową Wróżek, jak i mistrzynią
gildii Human Voice. Wszyscy myślą, że ja oraz moje kompanki jesteśmy zwykłymi
ludźmi jak oni. Cóż za naiwne stworzenia, nieprawdaż? – kobieta zaczęła krążyć
wokół Erzy, przypatrując jej się bacznie. – Chociaż co możesz na ten temat
powiedzieć, sama będąc żałosnym człowiekiem?
– Po co tutaj przybyłaś? – padło kolejne oschłe pytanie.
Scarlet chciała wyciągnąć możliwie jak najwięcej informacji, dlatego musiała
przede wszystkim zachować zimną krew.
– Hmmm... no nie wiem, może by zniszczyć magię panującą na
Ziemi? – droczyła się z nią.
– Ale… dlaczego? – czerwonowłosej ponownie załamał się głos.
– Wy, ludzie, nigdy nie powinniście posiąść mocy magicznych! –
Sophie wzburzyła się, jakby wytrącona z równowagi. – Moje poprzedniczki
popełniły błąd, zsyłając magię na Ziemię. Teraz ja zamierzam naprawić ten błąd –
zdawała się być dumna z siebie. – Ci naiwni ludzie zrobią wszystko, byleby
zemścić się na magach za to, że to właśnie oni mieli predyspozycje do
opanowania czarów – zatrzymała się tuż przed obliczem Scarlet i wpatrywała się
prosto w jej przestraszone, brązowe oczy.
– Czyli tylko tym dla ciebie są? Narzędziem to osiągnięcia
celu?! – Erza spuściła wzrok. – Wiesz co, to obrzydliwe, jak traktujesz ludzi,
których powinnaś chronić jako wróżka. Śmiesz jeszcze nazywać siebie mistrzem
gildii?! – kobieta czuła, jak cały strach ją opuszcza. To nieprzyjemne uczucie
zastąpiła nienawiść do stojącej naprzeciwko niej wrogini. – Nie jesteś ani
dobrym przykładem dla wróżek, ani dla ludzi, których zrzeszyłaś w celu
dokonania zemsty. Nie ma w tobie nic z człowieka, a co dopiero z wróżki! – w
końcu podniosła wzrok, patrząc z pogardą na Sophie, która zdawała się
niewzruszona wybuchem przetrzymywanej przez nią zakładniczki.
– Sama niedługo będziesz częścią naszego Projektu –
wyszczerzyła się.
– Nie znajdziesz sposobu, by mnie do tego zmusić! – eksmagini
szarpała się z łańcuchami.
– Nie będę musiała cię zmuszać.
Sama będziesz tego chciała – wróżka
dała czerwonowłosej kolejny powód do konsternacji. Widząc jej zmieszanie,
dodała: – Jeśli do nas dołączysz, zwrócimy ci moc magiczną. Tobie i temu
twojemu chłoptasiowi. Obydwoje macie niezwykłe pokłady energii. Jednakże, jeśli
się na to zdecydujesz, będziesz musiała zostać z nami na zawsze – Erza zbladła.
Wychodzi na to, że musi wybierać pomiędzy pozostaniem z przyjaciółmi a magią,
do której tak bardzo jej tęskno? – Wydaje mi się, że złożyłam ci dobrą ofertę,
Erzo Scarlet – kobieta zwróciła się w kierunku wyjścia. – Przyjdę jutro, by
poznać twą odpowiedź na pytanie następujące: czy zostaniesz drugą Królową Wróżek? – i
opuściła pomieszczenie, pozostawiając rozdartą Scarlet samą.
Czy eksmagini będzie potrafiła dokonać właściwego wyboru? A
może szaleństwo spowodowane brakiem magii poniesie ją w zupełnie innym
kierunku?
Matko boska częstochowska.
Nawet nie wiem, co tutaj napisać, bo opóźnienie mam takie, że hej XDDDD Ale nie zapomniałam, napisałam, tak, wiem, jestem straszna i w ogóle, bo przychodzę do Was po kilku miesiącach, dodatkowo z wcale nie wyjebiście długim rozdziałem, jakiego się mogliście spodziewać ;_; Muszę wrócić do rytmu, aaale w mojej głowie zakiełkowało kilka dobrych pomysłów.
Mam szczerą nadzieję, że ktoś nadal na to czekał, pomimo mojego zafiksowania i chętnie to przeczyta oraz skomentuje ;_;
Nawet nie wiem, co tutaj napisać, bo opóźnienie mam takie, że hej XDDDD Ale nie zapomniałam, napisałam, tak, wiem, jestem straszna i w ogóle, bo przychodzę do Was po kilku miesiącach, dodatkowo z wcale nie wyjebiście długim rozdziałem, jakiego się mogliście spodziewać ;_; Muszę wrócić do rytmu, aaale w mojej głowie zakiełkowało kilka dobrych pomysłów.
Mam szczerą nadzieję, że ktoś nadal na to czekał, pomimo mojego zafiksowania i chętnie to przeczyta oraz skomentuje ;_;
Pozdrawiam Was serdecznie i mam nadzieję, że miło spędzacie wakacje!
P.S. obrazek rozdziałowy dodam wkrótce, jak tylko zgadam się co do niego z mojągraficzką przyjaciółką.
P.S. obrazek rozdziałowy dodam wkrótce, jak tylko zgadam się co do niego z moją